Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobrze, zacznę działać od dziś, a najpóźniej od jutra.
W tejże chwili wszedł budowniczy i poprosił Maurycego na obiad.
Młodzieniec wymówił się pod pozorem, że ma się widzieć z jednym ze znajomych swoich, a nie może sprawić mu zawodu, obiecał jednak, że wcześnie powróci, ażeby paniom towarzyszyć do teatru na operę komiczną.
— Wystawa i teatr — rzekł budowniczy — boję się, czy to nie za dużo na jeden dzień, czy nie będzie dla Marji za wiele zmęczenia.
— Wiesz, mój drogi, że doktor uważa zmęczenie za dobre lekarstwo, — odparła Walentyna. — Jego zdaniem tylko znużenie może dać Marji dobry sen.
— Niech i tak będzie, ale we wszystkim unikać należy przesady, nie będąc jednak doktorem, nie będę się sprzeciwiał.
— I masz słuszność — rzekła żona, wzruszając ramionami. Do widzenia, panie Maurycy.
Syn Aime Joubert wziął dorożkę i kazał się wieźć na ulicę Surennes, gdzie zastał Lartiguesa samego.
— Masz co nowego? — zapytał rzekomy kapitan Van Broke.
— Mam.
— Cóż takiego?
— Symeonę znalazłem.
— Doprawdy? — spytał Lartigues zdziwiony i uradowany.
— Słowo honoru!
— Rzeczywiście pyszna wiadomość... no, a teraz opowiedz szczegółowo.
Maurycy pokrótce opowiedział o zwiedzeniu wystawy, gdzie poznał młodą dziewczynę na obrazie Gabriela Servais.
— Rzecz w gruncie bardzo prosta — dodał — ale jest w tem, jedna okoliczność, jakby wymyślona przez romansopisarza lub dramaturga, okoliczność zdumiewająca.
— Jaka?
— Wszystkich wiadomości, jakich potrzeba mi było o Symeonie, udzieliła mi jej siostra...
— Jej siostra? — powtórzył Lartigues.
— Naturalnie! Marja Bressoles... przecie siostrami są dla siebie, córki jednej matki.
— A Marja Bressoles zna Symeonę?
— Zna. Ona i ojciec jej opiekują się nią.
— Ale nie wiedzą o tajemnicy jej urodzenia?
— Ma się rozumieć. Sama pani Bressoles, dawna Walentyna Dharville, choć kilka razy widziała Symeonę, uważa ją jednak za obcą.
— Gdzie ją widziała?
— W samym pałacyku przy ulicy Verneuille.