Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I owszem. Pomówmy. Ale mam się o coś zapytać.
— O co?
Paweł de Gibray wziął ze stołu kopertę, wyjął z niej dwa listki, pisane na różowym papierze glansowanym i zapytał:
— Czy znasz państwo Bressoles?
— Znam — odpowiedział młodzieniec, a żywy rumieniec oblał mu twarz.
— Pan Ludwik Bressoles wydaje jutro wieczór w domu swym przy ulicy Verneuille, otrzymałem dwa zaproszenia, jedno dla mnie, drugie dla ciebie.
— Wiedziałem, że ciebie, ojcze, zaproszą.
— Jakim sposobem mogłeś wiedzieć? Czy tak dobrze znasz się z Bressolem?
— Widuję go prawie codziennie od pewnego czasu. To dawny budowniczy, bardzo bogaty, człowiek jak najlepszy w świecie, jak najsympatyczniejszy, śliczną ma córkę.

XXX.

Albert zamilkł, zobaczywszy oczy ojca na niego skierowane, wyrażające zdziwienie.
— No, dlaczego przestałeś mówić? — spytał sędzia śledczy.
— Już więcej nie miałem nic do powiedzenia.
— Gdzieżeś się poznał z tym Bressolem, który ma „śliczną córkę“?
Ostatnie wyrazy wymówił Paweł de Gibray z przyciskiem.
— Poznałem się z nim u Gabriela Servet, naszego przyjaciela i mego nauczyciela — odpowiedział Albert. — Odprowadzał tam swą córkę, Marię Bressoles, której Servet maluje portret naturalnej wielkości.
— Więc tej panience na imię Marja? — zapytał Paweł de Gibray po niejakiem milczeniu.
— Tak, nieprawdaż, że ładne imię?
— A sama zapewne również ładna, jak to imię?
— O! stokroć ładniejsza! Anielska główka, profil Rafaelowski! A przytem dobra, łagodna, uprzejma, pełna wdzięku.
— Słowem posiada wszelkie przymioty, — wszelkie zalety, wszelkie cnoty — rzekł sędzia śledczy nie bez pewnej ironji — no, więc mój synek zakochał się w dziewiętnastym roku życia!
— Ojczulku! — szepnął młodzieniec ujmującym głosem.
— Zakochał — powtórzył Paweł de Gibray. — Kochać się w twoim wieku, to prawdziwe szaleństwo!