Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W tejże chwili Jodelet, przebrany za pajaca, przystąpił do maski z czerwoną koronką. Aime Joubert, jak czytelnicy już wiedzą.
— Nic nowego? — zapytała.
— Nic — odpowiedział Jodelet — co pani każe?
— Nic. Do pana już należy reszta nocy. Niech pan powie Martelowi, że i on jest już także wolny.
— Kiedy mamy się z panią widzieć?
— Jutro.
— Gdzie?
— U naczelnika policji śledczej. W gabinecie.
— O której?
— O dziesiątej.
Jodelet skłonił się i oddalił.
— A czy i na maskaradzie ma pani nadzieję znaleźć jego ślad? — zapytał hrabia Iwan.
— Przyszłam tu na wszelki wypadek, ale bez nadziei.
Hrabia Iwan, który się dał widzieć na sali, podążył za wicehrabia Guyem d‘Arfeuille, który rozmawiał właśnie na schodach z kilku przyjaciółmi.
— Pójdę do Oktawji! — rzekł doń hrabia półgłosem.
— Zjesz z nami kolację?
— Nie, dzisiaj tu nie zostanę — odpowiedzią! d‘Arfeuille.
— Więc do jutra?
— Do jutra!
Rozstali się i hrabia udał się do Oktawji.
— A! jesteś nareszcie! — zawołała z miną radosną młoda kobieta, zobaczywszy hrabiego. — Tak się spóźniłeś, mój drogi Juanie, czas mi się wydawał tak długim.
— Widocznie musisz się nudzić? — zapytał hrabia.
— Nie może mi być wesoło, gdy ciebie niema. A przytem nie lubię tych hucznych zabaw.
— Czy pragniesz do domu powrócić?
— Chcę, czego ty chcesz. Jedźmy.
Oktawja wstało, pożegnała się z przyjaciółkami, które przywiozła ze sobą, wzięła hrabiego pod ramię, wyszła z nim z loży i oboje skierowali się ku schodom.
W pięć minut Maurycy wrócił do swych wspólników.
Maurycy stanął z nimi we framudze okna.
— I cóż? — zapytał go Verdier.
— Mówiłem z Oktawją.