Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XIV.

Co się stało z Maurycym tymczasem, kiedy pani Rosier — matka jego zawzięcie śledziła mordercę i jego wspólników.
Wstawszy wcześnie rano w dniu oznaczonym dla odjazdu, zapakował rzeczy w walizę, poszedł do restauracji w pobliżu prefektury, — gdzie miał dostać kopję metryki Symony.
O godzinie 9-tej dobrze się najadłszy, zjawił się w prefekturze, gdzie mu wydano ów dokument, należycie poświadczony przez władzę.
Opuściwszy Paryż w południe, Maurycy przybył do Joigny o trzeciej.
Starodawna kurierka czekała na podróżnych.
Landarą tą przyjechał o piątej do Vique-sur-Bresoe, gdzie stanął w hotelu „Pod koniem“.
Umywszy sobie twarz i ręce, Maurycy zeszedł na dół ze swego numeru i w kuchni hotelowej zastał właścicielkę, wdowę Huirot.
— Myślę o pańskim obiedzie — rzekła. — Na dworze chłodno. Czy chce pan jeść obiad w małej salce, czy mam panu nakryć tutaj w kuchni przed ogniem na kominie?
— Zjem tutaj obiad — odrzekł. — Dobrze mi będzie przy ogniu.
Służąca nakryła niewielki stolik.
Wdowa Huiret spytała na pozór od niechcenia:
— Zapewne pan pierwszy raz jest w tych stronach. Jeszcze nie miałam przyjemności nigdy pana tu widzieć. Podróżuje pan dla przyjemności.
— Niezupełnie.
— To zapewne dla interesów?
— Tak, i może będę mógł powziąć od pani jaką potrzebną dla mnie wiadomość.
— Czy pani w Vique-sur-Bresne lub okolicy nie zna niejakiej pani Charvais?
— Charyais? — powtórzyła wdowa. — Tu mamy wielu Charvais. Nawet jedni z nich są moi krewni. Tylko o których pan mówi?
— Kiedy nie wiem o których. Wyborny rosół.
— Bardzo mi przyjemnie, że panu smakuje. Jeżeli pan wie, jak na imię tej Charvais, o którą pan pyta, to może będę wiedziała.
— Klaudyna jej na imię.
— Ta, co dzieci brała na wychowanie?
— Właśnie.
— To bardzo porządna kobieta. Wszyscy Charvais są porządni. Widywałam ją codziennie, kiedy jeszcze mieszkała w Vique-sur-Bresne.
— Więc tu już nie mieszka? — spytał Maurycy pośpiesznie.
— Lat temu już pięć wyprowadziła się stąd po śmierci jej męża