Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Do tej przekonywującej rekomendacji Marja dołączyła od siebie wzruszającą prośbę i złożywszy ręce, z oczyma wilgotnemu mówiła z prawdziwem uczuciem o biednem dziewczęciu.
Pani Dubieuf nie wahała się ani na chwilę i obiecała jak najprędzej zobaczyć się z tą, o której jej opowiadano.
— Dziś jeszcze odbierze mój list — dodała.
Ojciec i córka serdecznie podziękowali przełożonej, i odeszli uradowani.
Wróciwszy do domu, Maria napisała kilka słów do Symony.
Doniosła jej o rezultacie odwiedzin i o tem, że pani Dubieuf przyśle jej list.
Rzeczywiście, na list nie trzeba było długo czekać.
Przełożona pensji prosiła szwaczkę, ażeby przyszła nazajutrz.
Symona ledwo wierzyła w tak niespodziewane szczęście.
Życia jakby więcej nabrała od tej nagłej opieki, jaka się nad nią rozciągnęła w jednej chwili.
Po raz pierwszy, jak daleko sięgały jej wspomnienia, przewidywać mogła dla siebie życie spokojne, bez wszelkiej walki, bez wszelkich trosk.
Następnego dnia o godzinie oznaczonej w liście, Symona ubrawszy się w najlepszą suknię, udała się piechotą na pensję.
Bardzo osłabioną czuła się jeszcze i drżała ze wzruszenia.
Im bardziej zbliżała się do mieszkania pani Dubieuf, tem bardziej zwiększało się jej wzruszenie, a serce jej się ściskało.
Zamiast radości i nadziei, jakiemi serce jej powinno było być przepełnione, Symona czuła jakiś smutek, jakąś trwogę bez przyczyny.
Ogarniało ją dziwaczne przeczucie.
Domyślała się jakby, że w tym domu, gdzie ją widocznie czeka szczęśliwa przyszłość, dozna nowych boleści, nowych doświadczać będzie cierpień.
— E! to przecie niedorzeczne — mówiła do siebie — staje się szaloną!
Usiłowała, ale daremnie, odpędzić te czarnej myśli.
Tymczasem szła, coraz dalej.
Wreszcie przyszła na ulicę Ville d‘Eveque i zatrzymała się przed wielkim gmachem okazałym, ale trochę ponurym z powierzchowności.
Furtka była zamknięta w bramie. Symona więc zadzwoniła.
Prawie natychmiast otworzyła się furtka i ukazał się w niej człowiek w szarem ubraniu z posrebrzanemu guzikami.
Był to odźwierny pensji. Stawał się także ogrodnikiem, kiedy zdejmował to szare ubranie i wdziewał płócienną bluzę.
— Czego pani sobie życzy? — spytał Symenę uprzejmie.