Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Będę jak niemowa, proszę łaski pana.
Franciszek pobiegł po woźnicę, który w przeddzień jeździł numerem 5583.
— Masz tobie pociechę — rzekł Bienet do żony. — Człowiek zamordowany w karetce. Oczami na to patrzę, a wierzyć nie sposób! Czyżby Cadet nic nie wiedział, nic nie słyszał?
— Najprędzej. Musiał być pijany, jak zawsze — odpowiedziała żona.
— Zaraz zwali się nam na kark sąd i nie ma co żartować.
— Cóż robić? Jak musi coś być, to musi!... O! już idą...
Szybkim krokiem podchodzili sierżanci miejscy z brygadierem. Brygadier uścisnął gospodarza za rękę i zawołał:
— Kochany panie Bienet, czyż to prawda, co nam opowiadają? Znalazłeś pan człowieka zamordowanego w jednej ze swych karetek,
— Tak, panie brygadierze Fontaigne.. ot tutaj jest, zobacz pan.
Brygadier przystąpił do karetki, brwi zmarszczywszy, a wąsy siwe gryząc, rzekł:
— Tam do diabła! Cóż to dopiero gadać będą o tem. Wyborna dla twego zakładu reklama, kochany panie Bienet.
— Obszedłbym się tez takiej reklamy.
— Posłałeś pan po komisarza?
— Już, i po woźnicę Cadet, który tą karetką dzisiejszej nocy jeździł.
— A, to Cadet! No, dobry panu zrobił prezent! Pewnie musiał być pijany, kiedy nie zauważył, że wiezie człowieka, który życie sobie odebrał, albo został zabity! Czy to morderstwo, czy samobójstwo? Naturalnie, łatwo się będzie o tem przekonać. Ale pan komisarz jakoś się opóźnia.
— Już idzie — odpał gospodarz.
Rzeczywiście komisarz policyjny tego cyrkułu wchodził na dziedziniec ze swym sekretarzem. Skłonił się z lekka obecnym, którzy zdjęli przed nim czapki, zwróciwszy się zaś do brygadiera zapytał:
— Zbrodnia?
— Tak panie komisarzu... trup jest tam w tej karetce — odezwał się Bienet. — Mój stajenny pierwszy go spostrzegł, kiedy otworzył drzwiczki dla wyczyszczenia karetki.
Komisarz podszedł i długo patrzał na człowieka, któremu głowa wybladła zwiesiła się na lewe ramię. Dwie plamy skrzypniętej krwi pokrywały ubranie nieboszczyka. Paltot brunatny był rozpięty.
— To nie samobójstwo, to morderstwo — wyrzekł komisarz po kilku chwilach przyglądania się bacznego.
— Zabójstwo bardzo ciekawe. Nic podobnego nie pamiętam, a woźnica, który powrócił tą karetką, czyż nic nie zauważył?
— Zapewne nie. Gdyby co był zauważył, byłby powiedział.
— To bardzo dziwne. Gdzie mieszka ten woźnica?