Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To trup — odezwał się podmistrz Cabirol. — Ciało leży w poprzek.
Dwaj agenci całym ciężarem ciała nacisnęli deski metalowe i drzwi powoli się odsunęły, w rzeczy samej odpychając ciało kobiety, rozciągniętej na płytach. Pierwszy wszedł komisarz, za nim dozorca. Wszyscy nachylili głowy, ażeby zajrzeć wewnątrz, kilku ciekawych usiłowało nawet przestąpić próg grobowca.
Mężczyzna w paltocie futrzanym zbliżył się i stał w pierwszym rzędzie. Na widok trupa zmieniły mu się rysy twarzy, po ciele przebiegł dreszcz.
W tejże samej chwili odezwał się komisarz:
Panów świadków proszę, aby tu nie wchodzili. Panowie agenci nie wpuszczajcie nikogo.
Trzeba było być posłusznym. Ciekawi odstąpili. Dozorca nachylił się ku ciału, już skostniałemu.
— Nieszczęśliwa bynajmniej nie zemdlała — rzekł po chwilowem obejrzeniu — Umarła, zamordowana. Spójrz no pan...
I wskazał głęboką ranę na szyji, ranę, której siność odbijała się od białości skóry.
— Kobietę tę zabito sztyletem — wyrzekł komisarz.
— Zabójca uderzył ją kilkakrotnie — wtrącił dozorca — pod prawą oto piersią skrzepnięta krew.
— Zbrodnia widoczna. Muszę natychmiast wezwać doktora, sędziego śledczego i prokuratora.
— Zaraz pan każe ciało zabrać? — spytał dozorca.
— Za nic w świecie. Gdyby była jeszcze nadzieja przywrócenia nieszczęśliwej do życia — kazałbym ją stąd przenieść i otoczyć wszelkiemi staraniami, ale z trupem od kilku godzin ostygłym, nic już nie zrobisz. Zostawmy go tutaj. Opowiem prokuratorowi, jak leżał trup.
— Drzwi trzeba zamknąć?
— Naturalnie. Postawię tu dwóch agentów, a pan z łaski swej dodasz mi dwóch dozorców.
— Wszystka służba na rozkazy pańskie.
Komisarz wyszedł z grobowca.

— — — —

Zwróćmy się z powrotem do właściciela dorożek przy ulicy Ernestyny.
— Kto jeździł tą karetka? — badał dalej Bienet — Który to nr.
— 5583.
— Będzie to więc Cadet — trzeba by go przesłuchać w tej chwili... Franek biegnijże po niego.
— Jednym migiem proszę pana — odpowiedział stajenny, ochłonąwszy już trochę z przestrachu.
— A język trzymaj w gębie, ani słowa — dodał Bienet. — Jeśli się rozejdzie wiadomość o tem, za chwilę chmara ludzi się zleci.