Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rych pracował malarz, a na których spoczywał, jak wiemy, prawie już ukończony obraz.
Blondynka podążyła za ojcem, a przechodząc obok Alberta de Gibray, po raz drugi mimowolnie zamieniła z nim spojrzenie i znowu się zaczerwieniła.
O trzy kroki stojąc przed stalugami, Gabrjel z niepokojem oczekiwał zdania gości o nowym jego utworze.
— Zapewne przeznacza pan ten obraz na wystawę? — spytał były budowniczy.
— Tak.
— Bardzo zajmujący i przepowiadam panu wielkie powodzenie.
— Tak pan szczerze utrzymuje?
— Słowo honoru, kochany artysto, a mam pretensję, że się znam na tem trochę. To wspaniałe. Przekonany jestem, że córka moja podziela me zdanie. Nieprawdaż Marjo?
— O tak, to bardzo ładne, bardzo ładne! — zawołała Marja de Bressoles.
— Tem bardziej, że to rzeczywistość! — odezwał się Gabrjel.
— Więc ten obraz to nie fantazja?
— Nie na niesczczęście.
— Pan widział to, co pan przedstawił.
— Więc to sportretowianie jest ta twarzyczka łagodna, cierpiąca, a pełna rezygnacji?
— Tak i to zupełnie podobny portret. Za model służyła mi biedna, bardzo chora dziewczyna.
— Lecz przecie nie umarła? — spytała Maria niespokojnie.
— Nie, wyszła już nawet z niebezpieczeństwa, przynajmniej jak na teraz wyzdrowienie jej postępuje ciągle, ażeby jednak dojść do zupełnego wyleczenia, potrzebaby jej było troskliwego pielęgnowania, spokojnego życia i trochę wygód.
Wbrew wszelkim przewidywaniom nie umarła, dzięki serdecznej opiece jednej z sąsiadek i przy pomocy pieniędzy, jakich jej dostarczaliśmy, mój uczeń, pan Albert de Gibray, którego mam zaszczyt państwu przedstawić, i ja. Pozostała przy życiu, ale przyszłość jej wydaje mi się bardzo posępną, jeśli tylko ma jaką przyszłość przed sobą.
Przedstawionym będąc tak niespodzianie. — Albert ukłonił się.
Bressoles odkłonił mu się i Marja również, zapłoniwszy się znowu.
— Zapewne dziewczę to jest jednem z pańskich modelów? — spytał dawny budowniczy.
— Nie, to bardzo pracowita robotnica.
Siły wyczerpuje przy szyciu, a ledwie jest w możności zarobić sobie na kawałek powszedniego chleba.
— Biedna! — smutnie wyszeptała Marja.