Strona:X de Montépin Marta.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziś dość tego, przyjdę innym razem, przyjdę bez niej. Chodźmy, moja droga.
Weronika prowadzona przez dziecko, miała już skierować się ku drzwiom, gdy wtem zatrzymała się:
— Zechciej mi pan oddać klejnot powierzony.
— Oto jest, odpowiedział O’Brien.
I włożył jej do ręki pieczątkę Roberta. Następnie nacisnął dzwonek.
Ukazał się Pomerańczyk.
— Odprowadź panią, rozkazał Amerykanin, i nie wprowadzaj następnego numeru dopóki ci nie każę.
Ewa Mariani znalazła się sama z doktorem.
— To dziecko, rzekł do niej, da nam majątek. Do roku będziemy mieli pieniędzy aż do zbytku!
— Pojmuję twój projekt, ale doprowadzić go do skutku nie tak łatwo!
— Jestem zdania poety francuskiego: Zwycięztwo bez niebezpieczeństw to tryumf bez chwały ! My odniesiemy tryumf pełen chwały! Za chwilę powrócę, czekaj.

VI.

O’Brieru powrócił do gabinetu, gdzie zastał Roberta, zgnębionego, leżącego na fotelu. Na widok magnetyzera, podniósł się i poszedł na jego spotkanie.
— Pieczątka? spytał go zdławionym głosem.
— E! co tam pańska przeklęta pieczątka, odparł Amerykanin, wzruszając ramionami. Czyż mogę ją zabrać przemocą? Ślepa musi ją odnieść sędziemu śledczemu, który ją powierzył jej. Gdybym nie zechciał