Strona:X de Montépin Marta.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzi. Babcia jest dość silna do obwożenia ze mną twojej katarynki. Odwiedzimy razem twą najlepszą klientelę, ażeby nie zapomniała o tobie. Ja grać im będę twoje piękne melodje i śpiewać najładniejsze piosenki, jakie umiem. Cóż ty na to, mój dobry Magloire?
— Ja powiem, że to doskonała myśl i jeżeli wycieczki nie będą zbyt długie, staną się wyborną rozrywką dla pani Sollier.
— A widzisz, babciu, że Magloire przytakuje mi! zawołała Marta. Wszak chcesz, babciu?
— Zrobię wszystko, co zechcesz, pieszczotko, będziesz mnie oprowadzała.
— To dobrze. Kiedy się zatrzymany przed jakim domem, ty, babciu, będziesz kręciła korbą, a ja będę śpiewała, mnie teraz już znają we wszystkich miejscach, gdzie chodziłam z przyjacielem Magloirem. Będziemy mieli ładne zarobki i podzielimy je na dwie części, tak jak on robił. Połowa dla niego, połowa dla nas! A co, dobrze?
Mańkut, bardzo wzruszony, objął dziecko lewem ramieniem i przycisnął do serca.
— A teraz chodźcie ze mną na śniadanie, rzekł następnie, muszę się śpieszyć, a po moim odjeździe, pójdzie pani do magnetyzera, skoro pani chce.
— Tak, muszę iść i pójdę! odpowiedziała Weronika.
Udał się do restauracji, gdzie pani Aubin dowiedziała się ze szczerem zmartwieniem o odjeździe Magloira. O godzinie pierwszej opuścił Weronikę i Martę, przygotowujące się do pójścia na ulicę Zwycięztwa.

∗             ∗