Strona:X de Montépin Marta.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chaj on tu nie wchodzi nigdy! Rozumiesz, nigdy! Gdyby tu wrócił, cokolwiekby powiedział, cokolwiekby czynił, ażeby się do mnie dostać, wypędź go bez litości, a jeżeliby się opierał, wezwij pani kogo do pomocy!“
— I ten przybysz, zapytał sędzia śledczy, powiedział pani, że nazywa się Frytz Leyman?
— Tak, panie.
— I jesteś pani zupełnie pewną, że ów gość, któremu tak energicznie wzbronił pan Verniere wstępu, jest tym samym mordercą, z jakim pani walczyłaś?
— Jestem tego pewna najzupełniej.
— Więc gdybyś się pani znalazła w obecności tego człowieka, mogłabyś go pani poznać?
— O! panie! zawołała Weronika z rozpaczą, zapominasz, że jestem ślepą.
Daniel Savanne pochylił głowę ze zniechęcenia. Złudzony poniekąd nadzieją powodzenia, przez sekundę jakby zapomniał rzeczywiście o ślepocie biednej kobiety.
Robert oddychał teraz. Ryszard, wzbraniając mu wejścia do fabryki, nie powiedział nic, coby mogło wskazać go przenikliwości urzędnika, i Weronika, bezwładna, ponieważ nie widziała już wcale, znała go tylko pod fałszywem nazwiskiem, przybranem przypadkowo.
Wszelako jedna go rzecz jeszcze zajmowała. Dwa razy rozmawiał z odźwierną fabryki. Czy nie zapamiętała jego głosu tak dobrze, iż mogłaby poznać, gdyby go znowu usłyszała? W tem jeszcze było niebezpieczeństwo, jeżeli nie śmiertelne, to przynajmniej powa-