Strona:X de Montépin Marta.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kałem chwili, kiedy będziemy mogli zdemaskować mordercę Ryszarda Verniere. Ja wiem o wszystkiem! mówił Filip. Doświadczenie stanowcze wykonamy w gabinecie mego ojczyma. Niech pan idzie po Alinę i Matyldę i wejdzie z niemi do pokoju, obok gabinetu pana Verniere. Ja poszukam pana Savanne.
I skierował się do willi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Z uśmiechem na ustach wszedł Robert do swego gabinetu i zbliżył się do żony.
— Cóż to tak pilnego, moja droga przyjaciółko, że mnie zmuszasz opuścić gości?
— Długo cię nie zatrzymam. Chcę cię tylko zapytać: Co się stało z brelokiem pieczątką, który ci dałam z zegarkiem i łańcuszkiem, wkrótce po ślubie?
Pomimo niezwykłej przytomności umysłu, Robert zgiął się pod tak niespodziewanym ciosem.
— Dlaczego mnie o to pytasz? zapytał głosem, pomimo całej odwagi nieco drżącym.
— W twoim własnym interesie. Nie nosisz już tego breloku.
— Nie. Kółeczko, na którym się trzymał, już się zużyło, i musiałem brelok odłożyć, ażeby go nie zgubić, coby mi było bardzo przykro, gdyż pochodził od ciebie. Ale dlaczego mnie o to zapytujesz w chwili tak mało stosownej.
— Powtarzam, że w twoim własnym interesie.
— A ja powtarzam, że nie rozumiem! Ten brelok w niczem nie może dotycyć moich interesów.
— A gdyby on się znalazł w nocy 1-go stycznia w