Strona:X de Montépin Marta.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wnuczka porwane zostały z pańskiego domu. Czy to wszystko prawda?
— Niestety.
— Czy przynajmniej wykryto jakie poszlaki przeciw złoczyńcom?
— Nic...
Oznajmienie o podaniu śniadania, przerwało rozmowę.
Potrawy były wytworne, wino jaknajlepsze, biesiada odbywała się bardzo wesoło.
Robert rozmawiał z werwą i ochoczo, jak człowiek, którego myśli wolne są od wszelkich trosk.
Daniel liczył biesiadników. Wszyscy ci, którzy, znajdowali się u niego przed dwoma tygodniami, byli i tutaj!
Około godziny trzeciej, po kawie, zapalono cygara, wstano od stołu i goście Roberta rozproszyli się po krętych alejach i pod rozłożystemi drzewami ogrodu.
Bratobójca, zbliżywszy się do Klaudjusza Grivot, zamienił z nim szybko te kilka wyrazów:
— Czy wiesz o wszystkiem? Weronika i Marta...
— Poszły na lepszy świat, dla otrzymania nagrody za cnoty. Możemy więc teraz spać spokojnie.
Rozeszli się Filip ani na chwilę nie tracił z oczu ojczyma. Zdaleka widział krótką jego rozmowę z majstrem.
— Dość mi powiedzieć słowo, pomyślał, a sąd schwyta tych dwóch nędzników! Cierpliwości! Trzeba unikać skandalu, przez wzgląd na matkę.
Wybiła godzina czwarta. Daniel Savanne pogrążony w głębokich rozmyślaniach, skierował się mimowiednie