Strona:X de Montépin Marta.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Punktualnie o godzinie 7 Filip stawił się w gabinecie Daniela. Pierwsze słowa młodzieńca były zapytaniami, o ile prawdziwemi są doniesienia dzienników.
— Tak, moje dziecko, odpowiedział sędzia, fatalność nas prześladuje.
— Czy pozwoli mi pan sędzia zapytać o cel mego wezwania?
— Dowiedziałem się od Henryka, że w chwilach wolnych zajmujesz się kryptografią.
— Czy o list cyfrowany panu sędziemu chodzi?
— Tak! Ale proszę cię o najzupełniejszy sekret.
Daniel wyjął list, znaleziony w walizie O’Briena, i pokazał go Filipowi.
Na widok pieczęci z herbem pruskim, młodzieniec zbladł. Koperta była zupełnie podobną do listu, odcyfrowanego przezeń przed kilku dniami.
— Otwórz tę kopertę, moje drogie dziecko, rzekł doń sędzia, i zobacz, co zawiera.
Filip od pierwszego spojrzenia poznał, że ten sam system kryptograficzny użyty był do obu listów.
— Czy odcyfrujesz ten list?
— Postaram się przynajmniej.
— Będę ci nieskończenie wdzięczny za tę przysługę. Zabierz ten list tajemniczy, moje drogie dziecko. Zobaczę się z tobą w sobotę.
Filip pożegnał się z sędzią.
W dziesięć minut później Henryk wraz Magloirem wszedł do stryja. Zamknęli się i rozmawiali długo.


∗             ∗