Strona:X de Montépin Marta.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na myśli i pozwala to odgadywać w swych słowach. Ona sobie wbiła w głowę to małżeństwo i wszystko uczyni, ażeby dopiąć swego zamiaru.
Henryk z brwiami zmarszczonemi zamyślił się w ciągu kilku sekund, potem podchwycił:
— Ależ takie małżeństwo byłoby niedorzecznością. Toż to dwoje dzieci!..
— Ja cię uprzedzam, podchwyciła Matylda. Teraz, skoro cię ostrzegłam, rzecz twoja czuwać.
— Alina jest moją narzeczoną. Ma słowo moje, a ja jej. Wie, że może mi zaufać, a zaufanie moje dla niej jest bez granic.
— Masz słuszność, lecz Alina jest słabszą, aniżeli sądzisz!
Te ostatnie wyrazy zaniepokoiły nieco syna Gabrjela Savanne.
— Nawet gdyby Alina była słabą, wyszeptał, nie złamałaby słowa, zresztą ona mnie kocha.
— Tak, ale przewiduje ona, że lada dzień pani Verniere i Filip otwarcie pomówią z nią i boi się...
— Czego?
— Boi się zranić i o rozpacz przyprawić tych, dla których czuje przecież głęboką życzliwość i bezgraniczną wdzięczność, i kto wie czy nie będzie zbyt słabą, ażeby powiedzieć stanowczo: Nie.
— A! wyrzekł Henryk z rozdrażnieniem, małżeństwo moje z Aliną musi czemprędzej nastąpić.
— Nie śpiesz się. Tymczasem niema jeszcze niebezpieczeństwa palącego.
— Mam nadzieję, ale nie chcę, ażeby Filip de Nayle