Strona:X de Montépin Marta.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tyzer cofnął się, zrażony ogromem zbrodni.
Bezwątpienia Grivot sam zdolny był do popełnienia tej zbrodni. Ale po co broczyć krwią ręce, jeżeli można było uczynić inaczej? Szukał więc ciągle sposobu. Nagle myśl pewna przebiegła mu przez głowę. Znalazł sposób pożądany, a Robert niezawodnie zgodzi się na niego.
Robert jednak dnia tego nie pokazał się w fabryce, nie mógł więc niezwłocznie podzielić się z nim powziętym projektem. Trzeba było zatem czekać do dnia następnego.
Bratobójca nie mógł przecie nie być przez dwa dni z rzędu w fabryce, gdzie roboty wymagały jego kontroli.
Rozstawszy się z O’Brienem na moście Joinville, Robert uznał, z powodu spóźnionej pory, za właściwe, nie jechać do Saint-Ouen i udał się wprost do willi Neuilly, gdzie, jak wiedział, nie zastanie już żony, ani bratanicy, ani też córki Daniela Savanne.
Nazajutrz, bardzo wcześnie, pojechał do fabryki z pasierbem.
Młodzieniec wyglądał smutnie, i smutek ten nie uszedł uwagi męża Aurelii.
— Jakoś mi wyglądasz strapionym? zagadnął. Czy co w interesach naszych nie idzie tak, jakbyś chciał?
Filip, tak znienacka zagadnięty, mocno się zaczerwienił. Na chwilę zawahał się, zanim odpowiedział:
— Nie, mój przyjacielu, nie... wyjąkał wreszcie.
Robert spostrzegł to pomieszanie i wahanie.
— Doprawdy? podchwycił.