Strona:X de Montépin Marta.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Narażając się na utratę życia! Ktoby się ośmielił przedsięwziąć taką operację?
— Kto? Henryk Savanne. Jego wiedza okulistyczna jest wielka. Jeżeli mu się uda, przyznajesz pan, że jestem zgubiony. Ja za zniknięcie Marty ofiarowałem panu sto tysięcy franków. Podwoję tę sumę, jeżeli jednocześnie zniknie Weronika.
— Ja się w takie rzeczy nie bawię, odpowiedział magnetyzer przestraszony, rozglądając się dokoła ażeby się upewnić, czy kto nie mógł usłyszeć Roberta mówiącego. Byli jednak sami.
— Więc mnie pan opuszczasz! wyjąkał bratobójca, a twarz jego blada i zmieniona przedstawiała niewysłowiony widok przestrachu.
— Popełnić za dwieście tysięcy franków zbrodnię, która mnie może zaprowadzić pod gilotynę i jeszcze nad to porwać dziewczynkę, nie, mój przyjacielu, nie!
— Trzysta tysięcy!
— Próżne byłyby pańskie złudzenia! Jest pańska pieczątka. Śmierć Weroniki nie przeszkodziłaby pozostaniu tego dowodu w ręku sędziego. Trzebaby znaleźć jaki sposób, ażeby nietylko usunąć ślepą, ale usunąć i ten dowód, który może pana zgubić.
— Znajdź pan ten sposób, a ja ci ofiaruję trzecią część tego, co Niemcy mi przyrzekają, jeżeli przyjmę ich warunki.
— Przyrzekają panu trzy miliony?
— Tak, więc dla pana będzie jeden.
Amerykanin przyłożył palec do ust, nakazując mil-