Strona:X de Montépin Marta.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siała się zatrzymać, ażeby przepuścić powóz odkryty, za którym jechał omnibus familijny ze stacji.
W powozie siedziały: pani Verniere, Matylda i Alina. Omnibus napakowany był kuframi i pudłami.
Robert wychylił głowę przez drzwiczki, aby zobaczyć, jaki jest powód zatrzymania się wehikułu, i cofnął się szybko, spostrzegając swą żonę, synowicę i córkę sędziego śledczego. Wśród myśli i zajęć jakie go oblegały, zapomniał zupełnie, iż urzędnik, ustępując życzeniu Matyldy, które zresztą zgadzały się i z jego życzeniami, postanowił przyśpieszyć o trzy tygodnie swój wyjazd na wieś, dokąd pani Verniere miała im towarzyszyć i przepędzić z nimi czas pewien.
Dzień ten był wybrany do odjazdu. Zegar stacyjny wskazywał godzinę 10 m. 50. Pociągi odchodziły regularnie o godz. 11 minut 5 i o 11 godz. 35 min.
Robert nie chcąc się znaleźć wobec żony, której trzeba byłoby wytłómaczyć jego obecność w tych stronach, dał rozkaz woźnicy, ażeby zatrzymał się przed bramą sąsiadującą z dworcem. Ztamtąd mógł się wszystkiemu przyglądać. Widział, jak trzy kobiety, powiedziawszy kilka słów lokajowi Daniela Savanne, wyszły z dworca i skierowały się do restauracji na bulwarze Beaumarchais.
— One jeść będą śniadanie, pomyślał, służba udaje się wprost do Parku Saint-Maur, ażeby wszystko gotowe było w chwili ich przyjazdu. Wobec tego będę musiał jechać dopiero następnym pociągiem.
Karetka, która nadjechała szybko i zatrzymała się u wejścia pasażerów, zwróciła uwagę Roberta. Wysiadł