Strona:X de Montépin Marta.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I to uczynimy, jeżeli pan nie przyjmiesz naszych propozycji.
— Nie przyjmuję ich i dodaję, że panowie nie przejmujecie mnie wcale obawą! Oskarżcie mnie. Jak chcecie! Ja na wasze oskarżenie odpowiem również oskarżeniem! Ja zostanę uwięziony, skazany, ale zadam waszemu rządowi ranę nieuleczalną! Zdemaskuję was ku oburzeniu mocarstw europejskich, które potępią was przez pruderję. Ja zabiłem człowieka! Więc cóż z tego? Wy chcecie zamordować naród!
— Zdaje mi się, niech mi Bóg przebaczy, że to pan grozisz teraz? zawołał baron z wściekłością.
— Pan mnie atakuje, ja się bronię! Idź pan i powiedz prokuratorowi rzeczypospolitej, że zamordowałem Ryszarda Verniere i złóż na to dowód... Ja na to odpowiem i dowiodę, że byłem na żołdzie Prus i że działałem z ich rozkazów. One chciały zniszczyć fabrykę Ryszarda Verniere, patrjotę, którego nie mogły kupić, a którego wynalazki i prace wydawały się im niebezpiecznemi dla nich.
— Wiesz pan dobrze, że to kłamstwo! przerwał Wilhelm Schwartz, siny z gniewu.
— Wiem, że się to wyda prawdą! Zaczekaj pan! Musisz mnie wysłuchać, gdy powiem! Jestem ostatnim z nędzników, ukarzcie mnie, ale ukarzcie także tych którzy mi nakazali zbrodnię!
— Nie uwierzą panu.
— Muszą mi uwierzyć, gdy złożę w sądzie dowody waszej nikczemności.
— Warjat pan jesteś! tych dowodów niema.