Strona:X de Montépin Marta.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Miałyśmy trochę sprawunków do załatwienia. Pani Verniere była łaskawa nam towarzyszyć i czeka na nas w salonie, odpowiedziała Alina.
— A! zawołał Henryk, to nie przypadek was sprowadza: to Opatrzność. Poczem zwracając się do córki sędziego śledczego, dodał: Moja droga Matyldo, proszę cię, idź do pani Verniere, będącej w salonie, a my tam za chwilę przyjdziemy. Stryj i ja mamy do powiedzenia kilka słów naszej drogiej Alinie.
Matylda śpiesznie wyszła. Alina stała bardzo ździwiona, zapytując sama siebie, co to znaczy i jakie zwierzenie może jej pan Savanne uczynić.
— Stryju, rzekł wtedy Henryk, przed chwilą cię prosiłem i teraz ponawiam prośbę. Nie odtrącaj jej. Błagam cię o to.
— A więc, niech i tak będzie! Jeżeli jednak następstwa czynu, który mi narzucasz, będą fatalne, na ciebie spadnie odpowiedzialność zupełna.
Alina, bardzo zaintrygowana, stała się niespokojną.
— Ale o cóż tu chodzi? wyjąkała.
— Dziecko moje, odpowiedział Daniel, otrzymaliśmy szczegóły, których oczekiwałem w przedmiocie śmierci mego biednego brata. Dziś wręczono mi papiery, które dla mnie przysłał. Do tych papierów załączone były trzy listy: jeden do Henryka, drugi do mnie, trzeci nosił nazwisko twojego ojca. Przed śmiercią Gabrjel pomyślał o przyjacielu, którego wielce kochał. Nie mogę, niestety, oddać go twemu biednemu ojcu, stosownie do życzenia mego brata, i postanowiłem go spalić. Lecz, jak mi się zdaje, zawiera on w sobie tajemnicę, którą