Strona:X de Montépin Marta.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I nie dowiemy się niczego, i obadwaj mimowoli wyrzucać będziemy zmarłemu ojcu, że nie miał za życia zaufania do nas. Jest tam tajemnica, która przejmuje dusze nasze niepokojem. Czyż nie lepiej poznać błąd mego ojca, ażeby mu go przebaczyć? Nie pojmuję, stryju, twego wahania...
— Ja nie tylko się waham, ale wprost odmawiam. Obowiązkiem moim jest spalić ten list.
Daniel zbliżył się do kominka, lecz Henryk zastąpił mu drogę.
— Nie, mój stryju, rzekł, nie spalisz tego listu! Jeżeli nie masz prawa go czytać, nie masz również prawa go spalić. Alina jest spadkobierczynią po swoim ojcu. Jej to winieneś oddać list, adresowany do jej ojca, bo ten list do niej należy.
— Zatem, odparł sędzia śledczy, zatem chcesz, ażebym tej, która może, która ma zostać kiedyś twoją żoną, powierzył tajemnicę twego ojca?
— Dlaczego nie? Ojciec mój popełnił błąd, muszę to przypuścić, skoro on przyznał i żałował, niezawodnie jednak błąd to nie taki, ażeby pozostawił niezatartą plamę na honorze. Dlaczego by więc Alina nie miała go poznać?
Pan Savanne miał odpowiedzieć, gdy wtem zapukano zlekka do drzwi gabinetu.
— Proszę, rzekł urzędnik, rzucając list na biurko.
Drzwi się otworzyły.
Ukazały się Alina i Matylda.
— A to jakim sposobem jesteście w Paryżu, moje dzieci? zapytał je sędzia.