Strona:X de Montépin Marta.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Henryk podał list stryjowi.
— Czytaj, stryju, rzekł.
Daniel czytał:
„Kochane dziecko moje, już cię nie zobaczę nigdy. Jak memu bratu, posyłam ci ostatnią myśl moją, ostatnie pożegnanie. Sam pozostaniesz przy stryju, który więcej i lepiej był ci odemnie ojcem i który uczynił z ciebie uczciwego człowieka, prawego i pożytecznego.
„Ta pewność, że jesteście obok siebie, połączeni ciepłem i niewzruszalnem przywiązaniem, jest dla mnie wielką pociechą w tej posępnej godzinie, gdy potrzebuję tak bardzo być pocieszonym, bo ciężar bardzo wielki przygniata mą duszę, tembardziej, że zabieram z sobą tajemnicę błędu, do którego nie śmiem przyznać się ani przed bratem moim, ani przed tobą. Obawiam się, że znalazłbym w tobie niemiłosiernego sędziego, a jednak nieraz chciałem, żebyś mnie osądził! Ale nie śmiałem.
„Jest człowiek, który zna moją tajemnicę. To Ryszard Verniere, mój najlepszy przyjaciel. Ojciec Aliny, którą kochasz! Piszę jednocześnie do niego. Pozostawiam mu swobodę, ażeby przed tobą odkrył błąd nieprzebaczalny, którego wyrzut mnie gnębi.
„Zapytaj go. Jeżeli ci opowie, nie potępiaj mnie, przebacz mi. Dłużej nie mogę pisać. Nie widzę już nic. Całuję cię i kocham.

Twój ojciec.“

— Ale do jakiegoż to błędu nie śmiał się przed nami przyznać mój ojciec? zawołał młodzieniec. Błąd, który zatruwał ostatnie chwile jego życia, bolesna tajemnica,