Strona:X de Montépin Marta.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze, starając się zapamiętać wszelkie odpowiedzi biednej kobiety.
— Tu, przy tylu osobach, trudno mi badać, zauważył Henryk, ale tam jest gabinet dość spory, w którym byłoby najlepiej. I wskazał drzwi gabinetu.
— Chodźmy tam, rzekła pani Verniere.
I poszła wraz z Aliną, Matyldą, Weroniką, prowadzoną przez Martę, oraz z Henrykiem Savanne i Filipem de Nayle, który zamknął drzwi za nimi.
Robert, rozprawiając wśród gromadek słuchaczów, śledził okiem poruszenia żony. Widząc ją, wychodzącą z ociemniałą, zaniepokoił się. Czego mogła chcieć pani Verniere od Weroniki Sollier? Co wyniknąć miało z rozmowy, widocznie przez nią wywołanej? Trzeba więc było być na baczności.
W gabinecie Alina posadziła ociemniałą, którą Marta trzymała za rękę.
— Moja dobra pani Sollier, rzekła do niej Aurelia, oddawna pragnęłam już pomówić z panią, o jej położeniu. Choroba, która panią zatrzymywała w szpitalu opóźniła tę chwilę. Wiem, jak byłaś pani przywiązana do pana Ryszarda Verniere. Dowiodłaś tego, nadbiegłszy mu na pomoc i rzuciwszy się na jednego z morderców z odwagą, której padłaś ofiarą. Moja droga bratanica Alina, i ja, postanowiłyśmy spełnić nasz obowiązek, zapewniając pani możliwie znośny byt. Powiedz mi, co mamy uczynić, ażebyś pani była szczęśliwą?
— Jakaś pani dobra, wyszeptała niewidoma głosem drżącym, z całego serca dziękuję pani za jej troskliwość, ale ja niczego nie potrzebuję.