Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/548

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

P. Gastein wyjął papierośnicę, otworzył ją, podał Henrykowi, który giestem odmówił, poczem odezwał się tonem swobodnym:
— Więc, panie hrabio, bije się pan z wojskiem niemieckiem?..
— To mój obowiązek... Bronię swego kraju.
— Obowiązek?.. Żaden! Nie jesteś pan żołnierzem.
— To najmniejsza, a że pomimo wieku pozostało mi jeszcze dość siły, jak na żołnierza...
— Jesteś pan dowódzcą wolnych strzelców, panie hrabio, a nawet sam jesteś pan wolnym strzelcem.
— Tak!
— Żałuję...
— A ja się tem szczycę...
— Zabiłeś nam dużo ludzi...
— Ile tylko mogłem najwięcej... to moje prawo nieprzyjaciela.
— Niestety! na to nie ma pan prawa i z winy pańskiej będę musiał dowieść panu boleśnie, jak się pan mylisz.. o! będzie to dla mnie wielką przykrością, wierzaj mi pan!..
— A jakże to pan mi dowiedziesz, jeżeli wolno zapytać?..
— Z wielką boleścią muszę pana kazać rozstrzelać...
Pan de Nathon zadrżał.
— Rozstrzelać jeńca! — zawołał — cóż znowu?!
— Wolny strzelec nie jest wcale żołnierzem, a zatem nie jest wcale jeńcem, panie hrabio... — odparł prusak — miałem to zaszczyt zeszłej nocy wytłomaczyć pani hrabinie, która zresztą nie chciała się