Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/547

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rzeczywiście, chociaż twarz pańska nie jest mi obca.
— Zmieniła mnie zapuszczona broda... — odparł prusak ze śmiechem. — Spotykaliśmy się przecie nieraz w towarzystwach w Paryżu. Miałem nawet zaszczyt być u pana na wieczorze...
Wymienił swe nazwisko.
— Teraz przypominam sobie wybornie, panie hrabio — odrzekł Henryk, skłoniwszy się.
— Pozwól mi pan zapytać się — podchwycił oficer — czy dawno się pan widział z panią hrabiną.
— O! już dawno... Żadnych nawet wiadomości nie mam o pani de Nathon...
— To bardzo smutno, nieprawdaż? Ale cóż pan chce, wojna... Czy mogę panu hrabiemu udzielić wiadomości, których panu brak.
— Widział pan moją żonę? — spytał Henryk żywo.
— Miałem zaszczyt spędzić część ostatniej nocy w zamku Cusance... Pani hrabina wygląda doskonale chociaż rozgorączkowana, naturalnie tylu nieprzewidzianemi wypadkami... Któżby z nas mógł się spodziewać, gdyśmy się po raz ostatni spotkali na balu w ambasadzie pruskiej, że zobaczymy się tutaj... i to w takich warunkach!
— Zapewne każdemu z nas wydałoby się to wówczas nieprawdopodobnem... — odparł pan de Nathon.
— Wszystko na tym świecie możebne, a nawet to, co jest wprost nieprawdopodobnem i zdaje się niemożliwem... Dowód tego mamy dzisiaj...
Zamilkli na kilka sekund.