Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/537

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzi wojnę podjazdową z nami, ciągłe utarczki niespodziewane, ciągłe zasadzki... Już nam wybił sporo żołnierza...
Krew z serca powlekła szkarłatem piękną twarz Berty, przed chwilą jeszcze bladą. Błyskawica radości i pełnej dumy, opromieniała jej czoło.
— Słyszysz, Herminio, moje dziecko — rzekła — słyszysz, co uczynił twój ojciec?
Dziewczę zarzuciło ręce na szyję matczyną i ucałowało matkę, mówiąc:
— O! dumna jestem z niego,
Prusak mówił dalej:
— Po zniesieniu waszej ostatniej armii, hrabia de Nathon i jego oddział, liczący już zaledwie kilku ludzi, nie złożyli broni...
— Zapewne ci dzielni ludzie i ich bohaterski dowódzca przeszli granicę i schronili się do Szwajcarji — zawołała Berta.
— Nie, pani... Według wiadomości ze źródeł francuzkich, których wiarogodność jest niewątpliwą, hrabia nie chciał czy nie mógł przedostać się przez linie naszych wojsk i mamy wszelkie dane po temu mniemać, że się ukrywa w tym zamku...
Hrabina drgnęła.
— Oświadczam panu, że się pan myli — rzekła — a jeżeli potrzeba gotowam przysiądz...
Oficer skłonił się.
— Niech Bóg uchowa, ażebym miał niedowierzać słowom pani hrabiny... — odparł. — Hrabia może chciał zaoszczędzić pani wrażliwości słusznego niepokoju... Bynajmniej nie jestem daleki od przypuszczenia, że, jeśli się tu znajduje, to przebywa bez wiedzy pani.