Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/535

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

im z naturalną swobodą, przysunął dwa foteliki do kominka i rzekł:
— Pozwoli pani hrabina, że ponowię pokorną prośbę o przebaczenie, którą tylko co służącemu zleciłem pani oświadczyć. Pojmuję doskonale, niech pani mi wierzy, jak przykrą jej jest moja wizyta... Musi mi pani jednak wybaczyć... to nie ja jestem winien... tylko wojna...
Pani de Nathon przerwała.
— „Żądałeś“ pan — odezwała się z przyciskiem — widzieć się ze mną natychmiast... musiałam się do tego zastosować i przyszłam... Cóż mam od pana usłyszeć?.. Mów pan... Czekam...
Oficer skłonił się znowu i uśmiechnął.
— Miałem zaszczyt podać paniom krzesła... — rzekł.
— Postojemy... Czy mam panu powtórzyć, że czekam...
Prusak skłonił się po raz trzeci.
— Z głębokim żalem widzę — podchwycił — że pani hrabina de Nathon nie raczy mnie poznać...
— Ja pana nie znam...
— Pani hrabina się myli... Miałem zaszczyt być pani przedstawionym a nawet znajdować się na balu w salonach pałacu pani na bulwarze Hausmana... Tańczyłem z córką pani... Co prawda broda mnie trochę zmieniła... Przed wojną nosiłem tylko wąsy... Jestem hrabia Gastein, były drugi sekretarz ambasady pruskiej w Paryżu... Poznaje mnie teraz pani?
— O to mniejsza! odrzekła Berta z wyniosłą pogardą. — Spodziewam się, że nie po to wtargnąłeś