Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/514

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

padek ów list fatalny ze szkatułki, gdzie go chowała od tak dawna.
Gdy przybyła do pałacu, lokaj w przedpokoju czemprędzej jej opowiedział, jako hrabia z rewolwerem w ręku, wbiegł do galerji oszklonej, na końcu której zniknął.
Baronowa, której niepokój przeszedł teraz w rozpacz, natychmiast podążyła tą samą drogą. Drzwi zastała otwarte.
Resztę już wiemy.
Kiedy pan de Nathon skończył smutne czytanie, podszedł zwolna do Berty, prawie obumarłej, leżącej na fotelu.
Nachylił się ku niej i dotknął ustami czoła.
— Tak, ma pani słuszność — rzekł. — To święta i męczennica!.. O! biedna, biedna!..
Otarł łzy, spływające mu z oczu i mówił dalej:
— Potrzebuję samotności i ciszy. Zostawiam ją z siostrą i synem... Armandzie, podaj mi rękę i przebacz, com powiedział przed chwilą... Nie ja to mówiłem, ale złość niesprawiedliwa i szalona... Kochaj ją, tą matkę bolesną... Kochaj ją bardzo, bo przez ciebie i dla ciebie, cierpiała ona tak okrutnie...
Hrabia wyszedł z pawilonu i zamknął się w swym pokoju.
Berta ożywiła się pomału i bolesny uśmiech zawitał na jej wybladłe usta.
Syn, klęcząc przed nią, całował jej ręce.


∗             ∗