Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/508

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Armand wstał z krzesła i udał się do sąsiedniego pokoju, już miał tam wejść, gdy portjera u drzwi uchyliła się i na progu salonu ukazała się hrabina.
Młodzieniec wiedział już ze słów Augusta, że pani de Nathon posiada klucz od jego mieszkania. Nie mniej jednak ździwienie jego było bardzo żywe, gdy zobaczył ją, ukazującą się tak znienacka. Co ją mogło nakłonić do odkrycia tajemnicy (którą musiała uważać za dobrze zachowaną), tajemnicy potajemnych odwiedzin? Co miała mu do powiedzenia, że aż przychodziła do niego tutaj, zamiast pomówić z nim podczas jego bytności w pałacu?
— Pani, pani hrabino!.. — zawołał. — Pani!.. u mnie!..
— I to nie po raz pierwszy tu przychodzę — odpowiedziała Berta, a gorączka dodawała jej energii i sztucznej siły.
Rozpalone policzki, blask oczu, zdradzały gwałtowność tej gorączki.
— Mam panu wiele do powiedzenia i to bardzo poważnych rzeczy — mówiła dalej hrabina — nie śmiem być długo... Nie pytaj mnie więc pan o nic, tylko słuchaj.
Armand przysunął fotel. Berta odmówiła skinieniem ręki. Oboje stali naprzeciw siebie.
Pani de Nathon mówiła dalej:
— Bez próżnych słów i daremnych zdań... Przystępuję prosto do celu... Hrabia mówił panu o małżeństwie... chce pana połączyć z moją córką...
— Tak pani, i ten związek, o jakim nie pozwoliłbym sobie nawet zamarzyć, czyni mnie bardzo dumnym i bardzo szczęśliwym... Wejść do państwa