Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, mały mój rachuneczek już załatwiony... Czy życzy pan sobie, ażebyśmy się zaraz zajęli tym innym interesem?..
— Nie mam żadnych interesów z tobą...
— Może cena, chociaż bardzo umiarkowana, wydaje się panu za wysoką... Ja do zgody, jak ryba do wody... Dla pana gotów jestem zrobić z siebie małe poświęcenie...
— Wynoś się!
— Dwanaście tysięcy franków...
— Wynoś się! powiadam ci...
— To dziesięć tysięcy...
— No!!
Armand zerwał się groźnie.
August zrozumiał, że może być z nim wcale niedobrze.
Ukłonił się swemu byłemu panu, wykręcił się na pięcie i skierował ku drzwiom, lecz zanim jeszcze do nich doszedł, obrócił się i szybko rzekł te ostatnie wyrazy:
— Pan pożałuje!..
Armand zostawszy sam, przeszedł się kilka razy wzdłuż i wszerz po saloniku, dla ochłonięcia z gniewu.
— Nikczemny łotr! — wyszeptał. — Oto są ludzie, co żyją naszym chlebem, dorabiają się z wyzysku do nieskończoności!.. Gdyby ta tajemnica, którą ten hultaj śmiał mnie grozić, nie istniała tylko w mej wyobraźni, gdyby hrabina rzeczywiście miała sobie co do wyrzucenia, byłbym na łasce takiego wyrzutka z galer!... Doprawdy Świat jest lasem rozbójników!..
Gdy Armand Fangel tak rozprawiał z sobą, piękny August pakował swe manatki i zapewne przez