Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nagle drgnęła gwałtownie, dreszcz wstrząsnął nią od stóp do głowy, podniosła się jakby zelektryzowana, a na twarzy jej odbił się niepokój i przestrach.
Natychmiast też wstała i pani de Vergy.
— Berto, droga Berto, co ci jest? — spytała strwożona.
— O! — odpowiedziało dziewczę — to dziwne... gdybyś wiedziała... uczułam...
— Co takiego?
— Tu... — podchwyciła Berta, przyciskając ręce do łona. — Jakby to powiedzieć... Zdawało mi się, że we mnie porusza się jakaś żywa istota... Nie jest to uczucie bolesne... ale jakieś szczególne... przerażające... O! znowu!.. Blanko, ja się boję... Blanko, zdaje mi się że umieram...
Baronowa przystąpiła do dziewczęcia, objęła je wpół i oparłszy głowę Berty na swem ramieniu tak, aby mówiąc, nie widzieć jej, ani nie być widzianą, wyjąkała:
— Nie, nie umrzesz droga Berto, a to, co cię przestrasza!.. niestety, musiało się stać... to dziecko swoje czujesz w sobie...
Zaledwie wymówiła te wyrazy, gdy panna de Franoy wyrwała się gwałtownie z objęć Blanki, cofnęła się o dwa kroki i wlepiwszy w kuzynkę przestraszone spojrzenie, zawołała:
— Dziecko moje!.. powiadasz... dziecko moje!..
— Ciszej, na miłość Boską, ciszej!.. — szepnęła baronowa, usiłując rękę przyłożyć Bercie do ust dla stłumienia jej głosu. — Zapominasz, że może cię kto usłyszeć... Przecież nie chcesz zabić ojca?..