Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy upoważniasz mnie, ażebym dziś powiedział panu de Franoy, że cię kocham i prosił o twą rękę?
— O! tak... tak! — To jeszcze nie wszystko, — mówił dalej Sebastyan, — czy pozwalasz mi także powiedzieć, że i ty mnie kochasz?..
Ciemności skryły rumieniec, jaki oblał twarz dziewczęcia.
— Jeżeli tego potrzeba koniecznie — wyjąkała — to powiedz pan całą prawdę... Tylko, jak pan już popowiesz, to chyba umrę, gdy zobaczę ojca... Niech pan lepiej zaczeka... błagam pana... niech pan jeszcze zaczeka...
— Moja ukochana, moja droga... czas nagli... Nie można ani dnia tracić, ani godziny... Wszak jutro zrana wyjeżdżasz z zamku z baronową?
— Tak, wrócimy dopiero w nocy, po balu...
— Trudno o lepszą sposobność... Skorzystam z twej nieobecności, ażeby jenerała poprosić o twoją rękę...
— Tak prędko!..
— Po co zwlekać? Tylko pośpiech może nam dać więcej szans powodzenia...
— Bo ja teraz nie wiem doprawdy, czy mam jechać z baronową...
— Dlaczego?
— Bo czyż w takiej niepewności, w takim niepokoju, będę miała odwagę iść na bal?
— Potrzeba mieć tę odwagę... koniecznie...
— To ja teraz zapytam dlaczego?
— Ponieważ ja się z tobą muszę zobaczyć na