Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Piękne pytanie! — zawołał hrabia. — A nasze szachy, coby się z niemi stało? Czekam cię, drogie dziecko, o drugiej... Dowidzenia... dowidzenia panie Gérardzie..,
Potem, poklepawszy ręką konia, puścił się kłusem.


XIII.

O godzinie dziesiątej, ponktualnie p, de Franoy wjeżdżał do Cusanse. Berta czekała go na progu, a śniadanie stało już gotowe.
Zasiedli do stołu.
— Cóż ojczulku — zapytała Berta — a jakże dzisiejsza przejazdżka ranna? Jakże ojcu...
— Czuję się wybornie... Nigdy jeszcze nie byłem tak zdrów...
— Daleko ojciec jeździł?
— Do Hantmont...
Berta zapłonęła zlekka,
— Do Hantmont... powtórzyła, do pana Gérarda?
— Do pana mera!... odparł hrabia ze śmiechem — Biedny Sebastyan!..
— Dlaczego ojciec go żałuje? — pytała dalej niespokojna.
— Żałuję, go po prostu, że jest synem swego ojca...
— Czyż to ojciec jego zły człowiek? — pytała dalej Berta, a niepokój przeszedł w przestrach.