Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które zagwoździły twoją głowę, rodzaj ludzki wydał handlarzy, kuglarzy i oszustów.
— Cóż to wszystko ma znaczyć?
— Nic więcej, tylko tyle, ilem powiedział.
— A ja jednak twej mowy wcale nie rozumiem.
— Obejrzyj napis na naczyniu, które przed chwilą otrzymałeś w darze, a jeśli i to cię nawet nie uczyni mądrym, wtedy radzę ci zostać założycielem filozoficznej szkoły bezmyślnych.
Eugienes obejrzał naczynie uważnie i odczytał: — „Polidor i Sarpedon, bracia Kampnerydowie, skład win cypryjskich w Paphos, naprzeciwko świątyni Wenery“.
— Antystenesie, zdajesz się posiadać klucz tajemniczej dla mnie zagadki, mów przeto!
— No, no, jeszcze nie rozumiesz rzeczy tak jasnej, jak promienie Feba!... Ponieważ, co powszechnie wiadomo, jesteś wielkim pijakiem i znakomitym głupcem, przeto negocjant Polidora i Sarpedona przedstawił ci się w postaci Zeusa. Jako głupiec, wybornie spełniłeś swe zadanie: uwierzyłeś, że bóstwo zeszło do ciebie. Spełnij teraz zadanie drugie, jako pijak, i powiedz w Atenach, że to wino piją bogowie na Olimpie, a Po-