Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u wejścia do świątyni i tutaj wzywał bóstwo, aby go wydobyło z ciężkiej niedoli. Może miał osobliwe względy u władcy piorunów, a może prośba jego w szczęśliwą chwilę trafiła do Olimpu; wnet bowiem Zeus, wziąwszy na się postać ludzką, stanął przed niezadowolnionym pijakiem i rzekł:
— Do boskich uszu moich doszła skarga i prośba od ciebie, jak wiem, śmiertelniku.
— O wielki Zeusie! — zawołał Eugienes wzruszony. — Zmień mój los, obdaruj mię szczęściem! Dałeś mi oto życie i wszystkie zachcenia, jakie tylko człowiek mieć może, a dopuszczasz, abym cierpiał nędzę i nie mógł zaspokoić najpierwszych swych potrzeb! Jeżeli prawdą jest, potężny ojcze, że w mocy twej jest wszystko, to uczyń Eugienesa szczęśliwym!
— Ażebyś nie powątpiewał, znikomy prochu, o wszechdobroci i wszechpotędze ojca bogów i ludzi, wysłucham twojej prośby. Mów mi wyraźnie, czego ci do szczęścia potrzeba! Ja jednakże w umyśle swoim rozważę, czy przypadkiem nie żądasz rzeczy, któraby cię jeszcze nieszczęśliwszym uczyniła. Nie mogę ci również przyznać daru niegodnego ręki bóstwa.
— Błagam cię, udziel mi bogactw, ażebym mógł zaspakajać wszystkie swoje zachce-