Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

schylił, Miluś z takim samym impetem zmykał, a przytem skomlił tak rozpaczliwie, jak gdyby go kto ze skóry obdzierał. Znany nam już Duda był to pies barwy piaskowej, z przyczernionemi uszami, nogami i ogonem; wzrostem równał się prawie Kwiatkowi, przewyższał go zaś rozumem, jako starszy i więcej doświadczony. Głos miał Duda gruby, ale tak przytłumiony, jak gdyby wychodził z komina, i przeto szczekanie jego znikało w dalszej odległości.
No, a oprócz tego jeszcze: Mruczek, znana nam już Nawrotowa Finka, Mrówka i pstrokata, z zapłakanemi oczyma, a bardzo zła suka Druhna.
Zdarzało się, że wszystkie te psy, a przynajmniej znaczna ich większość, występowały razem, gromadnie; wtedy wychodziły na jaw ich fizyczne i duchowe przymioty.
Właśnie Kwiatek ukończył był dwa lata i zaczął trzeci rok życia, kiedy, przed świętym Janem jakoś, nieszczęście nawiedziło zagrodę biednego Nawrota: zdechła jedyna szkapa. Jak zwykle w takich razach, zwłoki zwierzęcia obdarto ze skóry i wyrzucono nad rzekę. Śmierć konia była stypą dla psów, a każdy z nich gorąco pragnął, aby wziąć udział w tej uczcie.