Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podobny do wiązki zrudziałych kłaków bydlęcych i lubiący milczkiem kąsać. Bukiet — krasy niby cielę, mający jedno ucho czarne, drugie — białe, nos biały, jak śmietanka. On to we wsi pierwszy dawał hasło do wycia. Obal — czarny, w ryżych okularach, pies rosły znany szkodnik, któremu gospodarz zawieszał na szyi porządny kloc drzewa, aby mu w ten sposób utrudnić wskakiwanie na stół, wspinanie się na komin do garnków i t. d. Figiel — woskowo-żółty, kudłaty, bardzo zuchwały, czupurny, małego wzrostu, szczekający głosem podobnym do wołania sowy. Motyl — biały bez odmiany pies, cierpiący coś w rodzaju melancholji: codziennie można go było widzieć w polu, gdzie nieruchomy całemi godzinami wystawał. Osobliwością w swoim rodzaju był ten Miluś — czarny, z białem podgarlem i jakby w białych trzewiczkach na nogach, kudłaty, biegający żywo a drobniutkim kroczkiem — rzekłbyś, że się na kółkach toczy. Miał on głowę tak mocno przekrzywioną na prawą stronę, iż jednem okiem patrzył w niebo, drugiem w ziemię. Ten za za najmniejszym szelestem, posłyszanym na drodze, porywał się jak szalony zprzed chaty i z nadzwyczajnym krzykiem pędził — płot nie płot, rów nie rów. Ale jeżeli kto nań tylko rękę podniósł, krzyknął, albo się nawet