Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cami, podając wódkę i zakąski — zapowiedź mającej niebawem nastąpić kolacji. Brzdączkiewicz wypił kieliszek wiśniowej i zabrał się z zapałem do zakąsek. Dawno już nie czuł się tak dobrze, jak dzisiaj. Gorliwość, z jaką to grono pedagogiczne głód swój zaspakajało, zdawała się wyraźnie przemawiać: „Ludzie głodni nie mogą ani myśleć, ani czuć, ani tworzyć ideałów, ani stawiać pomników uczucia i myśli. A czy można głodnego człowieka wychowywać?“ Szkoła mogłaby być instytucją zupełnie naturalną, która odbiera rodzinie młodzieńca, aby poprowadzić w dalszym ciągu jego przygotowanie do życia wśród ludzi. Ale potrzeba, aby szkołę ożywiały uczucia społeczne, równie szczere jak uczucia rodzinne. Nie przyszło jeszcze do tego w epoce bieżącej, a przedsmak takiej szkoły zaledwie teoretycznie pojmować można. Hasło pedagogów powinno brzmieć: „Nie tyle chodzi w wychowaniu o nauczanie młodzieży, ile o uszlachetnianie jej przez szlachetność wychowawców.“ Do spełnienia tego zadania jeszcześmy widać nie dorośli, a przeto mamy przekonanie, że, zgromadziwszy kilku, czyli kilkunastu ludzi fakulteckich, można już uorganizować szkołę, to jest wychować dzieci na ludzi i obywateli. Dryblaski, właściciel i prze-