Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz Bóg, co parą ust, jak wiotche plewy,
Wiekokorzenne rozprasza modrzewy
I na groźnego morza nurt ponury
Przerzuca góry,

Przez krótką nader chwilę nas zasmucił
I ojca dziatkom kochanego wrócił,
Ani dopuścił, aby złość zuchwała
Górę brać miała.

O dniu radosny! o dniu szczęśliwy!
Niech będzie długo ociec nasz żywy!

Tak kwiat różany wpośrzód ogroda,
Tocząc nakoło liść różnokrasy,
Ledwo powietrzna zagrzmi niezgoda,
Wypadszy z bożka wietrznego prasy,

Chyląc szkarłatną główkę, omdlewa,
Piaskiem i gęstym gradem ubity;
Flora się gorzkim płaczem zalewa
I klnie żałosna los nieużyty.

Lecz skoro ruda okropna zleci,
I z kirów dżdżystych niebo wytłoczy,
Znowu się dźwiga, znowu się świeci,
I dawnym blaskiem napawa oczy.

Na swego króla poczet zielony
Patrząc, nową się otuchą krzepi,
Myśląc, że kiedy pan ocalony,
Będzie i jego czeladce lepiéj.

O dniu radosny! o dniu szczęśliwy!
Niech długo będzie ociec nasz żywy!

Tak gdy się Neptun rozjadowi szumny,
Tłukąc aż w niebo mokremi tarany,
A brat przeciwnie, na swym tronie dumny,
Nie chce mu z góry ustąpić wygranéj,

Zmącone żartkim wichrem niebo warczy,
Szyją trójzębe z ognia wite groty:
Ledwo ich Brontes i Sterop dostarczy;
Jęczą liparskie kowadła i młoty.