Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie narażały owe to mężatki
Biednych małżonków na srogie wydatki,
By dla wędrownéj z obcych krajów mody
Drugi zaprzedał ojczyste zagrody.

Nie zdobiły głów indyjskie kamyki,
Ni z drogich kruszców wysiane rubryki;
Nie stały w piątra nadęte czupryny,
Tuż z brabanckiemi szykiem pajęczyny.

Nie była nigdy ludziom na widoku
Nagość, trucizna poczciwego wzroku;
Nie zamiatały długiemi ogony
Z kupnych krwią kmiotków lam sute robrony.

Nie było słychać o żadnéj niewieście,
Aby samopas latała po mieście,
Tłukąc kołami niepotrzebnie bruki
I mrożąc biedne w późną noc hajduki.

Mąż był jéj świadkiem niewinnego życia,
Czy się bawiła w kącie koło szycia,
Czy dom sprawiała pilna gospodyni,
Czy się z ołtarzem bawiła w świątyni.

Ale Bóg za to prostactwo mniemane
Spuszczał na dom jéj skarby nieprzebrane:
Wszystko się w ręku mnożyło czeladki,
Liczne i pewne rodziły się dziatki.

Wiara z miłością pilnie strzegła łoża,
Żyzność stokrotne oddawała zboża,
Pełność mnożyła obory, spiżarnie:
Nic się na stronę nie rozeszło marnie.

Ktokolwiek na jéj postępki poglądał,
W takim żyć związku i umierać żądał;
Bo cóż być może w tém życiu mizernym
Słodszego, jak żyć z towarzyszem wiernym?

W smutku pociecha, ochłoda w przypadku,
Ratunek w pracy, folga w niedostatku,
Nadzieja w chwili złéj niezwyciężona,
Mężowi swemu jest poczciwa żona.