Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ś. METODY.   Nie — nie! od twojego progu
Bóg nie odejdzie, jak gość nieprzyjęty.
Ty nie odtrącisz go, jak król. Ty święty
Krzyż z moim Bogiem obejmiesz w ramiona.
On was miłuje; patrzaj, z jego łona
Ciekła krew! Niegdyś, jak wy — bez oręża
Cierpiał — umierał — zmartwychwstał — zwycięża;
I rzuci krwawych w proch; pokruszy pychę,
I zakróluje tu; tu serca ciche.
Otwórz mu chatę — on z niej ponad wami
Zejdzie jak słońce.
PIAST.   A z memi bogami
Co będzie? — Bogi moje, żałość we mnie!
Czy wy umarli? Czy wy już odemnie
Macie iść, jak trup, do mogiłek z chaty?
Komuż Rzepicha zaniesie objaty?
Gdy was nie stanie — komu lud się skłoni,
Nasz nieszczęśliwy lud?
Ś. METODY   (podnosząc krzyż). Krzyż go zasłoni!

(Kmiecie wstają z przyzby i zbliżają się).

PIAST.   Krzyż? czy słyszycie? wy nie skamienieli!
Bogi, ten gość mnie krzyżem od was dzieli,
A wy milczycie?
Ś. METODY.   O, pójdź, Bóg cię woła!
PIAST.   Bogi! Krwią nasze zapływają sioła;
Ludzie od ciosów padają jak mrowie;
Czy wy piorunów nie macie, bogowie?
Czy czas, co w oczy zajrzał nam tak groźno.
I na was, możni, powiał śmiercią groźną?
Przemówcie!
KMIECIE.   Starym i nowemu chwała!
PIAST   (do Rzepichy),
Czegoś, Rzepicho, łzami się oblała?
Czy żal ci bogów, czy ludzi zginionych?
Srogi czas!... Niebo od ogni czerwonych
Chowa swe gwiazdy w noc; w biały dzień zbrodnie.