Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy stryjowie tutaj?... Ha, królowo,
Ja tobie do nóg padnę za to słowo;
Oni nie wyjdą już stąd! Wszakże zwierzę
Morduje łowca, który w jego leżę
Zajdzie i grozi pisklęciu... A oni?!
Noc w noc nad dzieckiem słyszę szczęk ich broni
W snach moich. — Dosyć tej trwogi!
(Po chwili.)
Mam sługę,
Która u ojca była lata długie,
I wie, jak bracia ojcowscy skonali.

SCENA ÓSMA.
(Adela, Popiel wybieg z bramy.)

POPIEL.   Tyś tutaj? Słuchaj, jeśli mnie nie spali
Ten żar, to niema dla Popiela zgonu.
Tak nienawidzieć, i własnemu łonu
Kłamać tak miłość?... straszna rzecz — ohydna!
Patrz w moje oczy, tam aż do dna widna
Nienawiść! Powiedz mi, jak ja przypiję:
„Rodzeństwo ojca mojego niech żyje!“
Kiedy me serce zgonem ich uderza? —
Cyt! fale huczą... Pójdźmy na wybrzeża —
Pójdź! Tam odbiciem fal płochliwych zdrada
Będzie mnie uczyć, jak się twarz układa
Do gościnności, gdy pierś nienawidzi.
Ach, tysiąc razy twarz się ma zawstydzi,
I fal tysiące daremnie odpłyną.
PIAST   (wracając.) Królu, rycerstwo cieszy się nowiną
I wraca do dom, skąd przyszle wam dary.
POPIEL   (z oburzeniem.).
Rycerstwo moje cieszy się?! Idź, stary!
Wy wszyscy razem kochać nie umiecie
I nienawidzieć.

(Piast odchodzi.)

ADELA   (zbliżając się do króla.) Królu, jak myślicie?
Czy każdy wraca w próg domowy z drogi?