Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdyby nie obcych złość i podżeganie.
Niegdyś ty nasz wiec miłowałeś, panie;
Dumny — lecz prawym słodką duma taka,
Bo czuć w niej duszę lechowego ptaka,
Ale nieszczęsna powiodła cię dola
W kraj, gdzie przekleństwa, gwałty i niewola.
Tam struli-ć ducha, tam dali ci żonę,
By podżegała twe roznamiętnione
Serce, a rękę twą uczyła chłostać.
A wiesz, dlaczego? Nie mogą ci sprostać
Zostającemu w zgodzie z plemionami.
To ród, co wiecznie z gotowymi kłami
Czyha na krwawe sąsiadów niezgody.
Ty brniesz w ich sidła, zapaleniec młody,
A on na ciebie jarzmo potem wtłoczy...
POPIEL.   W jakąż to przepaść patrzą moje oczy?!
Dałyż starcowi temu przejrzeć bogi?
On widzi, a ja ślepy?... Karmię wrogi!
Karmię krwią moją i tulę do łona!...
O, zakamieniej serce! Moja żona!...
Jeśli to prawda — słuchaj, kmiecy synu,
Ja jestem zdolen okropnego czynu!.. (Zamyśla się.(

(Wchodzi Rycerz.)

POPIEL   (postrzegając Rycerza).
Co niesiesz?
RYCERZ   Królu, wesoła nowina:
Królowa pani powiła wam syna.
POPIEL.   Syna! Mnie?... Bogi chwały wiekuistej!
Czyżby wy, święci, weszli w dom nieczysty
Z taką radością, z takiemi promienie?!
O matko, przebacz ojcu podejrzenie
Królewskie! (Do Piasta.)
Piaście, żmijo ty kłamliwa,
Giń i przepadaj!
PIAST   (odsłaniając pierś). Tnij, niech się dolewa
Czara twych zbrodni!