Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z córkami kmieci rycerzy poswatał,
Czynił objaty bogom, a na pole
Zbierał lud, by tam rozważał swą dolę
I zawsze wiedział, co mu czynić trzeba
Tak szło od Lecha, tak zrządziły nieba:
Kto nas odstąpi, ten bogów znieważy.

STARY KMIEĆ. Więc zaczynajmy, niech Piast gospodarzy

KMIECIE.   Piast! — Piast
PIAST   (do siebie). Ha! już czas.
(Usuwając się z wieszczkiem nieco od rzeszy).
O, westchnij do bogów,
Mężu, bo ja stąd do domowych progów
Już nie powrócę! Patrz, tam król się zbroi!
Trzeba nauczyć ten lud, jak się stoi
Przy prawach i jak umiera się za nie —
Tu się zakończy krwią to wiecowanie.
WIESZCZEK.   Co? Ty chcesz?...
PIAST.   Cicho! Nie płosz mi gołębi! —
Patrzaj, jak płoną! Jedno słowo zziębi
Czasem rzecz świętą, co się w łonach waży.
Dziś w nocy śnili mi się nasi starzy
I Szczerb i Mirosz. Znać, im tam potrzeba
Jeszcze i Piasta na świadka do nieba.
WIESZCZEK.   Idę do gontyn. (Odchodzi.)

(Za sceną słychać rogi.)

PIAST   (do kmieci). No, na rogów granie:
„Górą cześć kmieca!“
KMIECIE.   Górą wiecowanie!

SCENA DWUNASTA.
(Ci sami; wchodzą: Popiel, Wojewodowie, Żóraw, Świergoń, Rycerze i Zaodrzanie. Od strony gaju stoją kmiecie przed chorągwią. Piast idzie naprzeciw króla z chlebem.)

POPIEL.   Co to jest? Czego lud wyciągnął w pole?