Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Złączeniem plemion serce się napawa,
Pierś wre, dłoń czuje potrojone siły.
Ale, gdy oko policzy mogiły,
Posępniej serce raduje się sławą...
Dzień ten u bogów okupiony krwawo...
Cześć tym, co legli, a wam powitanie!
GNIEWOSZ.   Zbigniew utonął. Kiedy na wezwanie
Lud go opuścił, on, nieświadom wiosła
Siadł w łódź, lecz fala na wir go zaniosła.
CHORĄŻY.   Ha! sam we własnej zaplątał się matni
Lis chytry.
STARY   KMIEĆ. Z Lecha rodu to ostatni.
Wielkich miał królów ten ród. Oby nowi
Przynieśli lepsze szczęście narodowi.
BRONA.   Dobre twe słowo. Ale skąd nam króla?
Jak rój bez matki śród nowego ula,
Tak my tu stoim bez zwierzchniczej głowy.
Bracia, tak zostać nie może skład nowy;
Baczcież wy, kto tu najlepszym jest w kraju!
STARY   RYCERZ. Świadom ja czasów dawnego zwyczaju,
Kiedy nam bogi królów obierały.
O świcie na błoń lud wylęgał cały.
I wkopywano dwa wiecowe znaki.
A najcelniejsi, rodów pierwsze ptaki,
Konno do znaków o lepsze biegali.
Kto wszystkich jeźdźców wyprzedził najdalej,
Był królem; z reszty brał lud wojewodów.
BRONA.   Dobrze więc; zliczmy, ile tu jest rodów,
Rody swych wyszlą; a kto pierwszy stanie,
Ten nasz, tego chcą bogi! —

(Św. Metody klęka, Brona przerywa mowę; wszyscy patrzą na św. Metodego).

Ś. METODY.   Chryste Panie!
Panie, świadomy serc i ich skrytości,
Wskaż, kto ma w sercu najwięcej miłości
Na królowanie zbratanym plemionom...
Krzyż tu Twój stanie, i dalekim stronom