Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Weź starca i pójdź do Piastowej chaty.
Całą rodzinę sproście do mnie w swaty.
Kmieciom powracam wiec i dawne prawa;
Ziemowit wodzem moim! Idź, niech stawa!
SĘP.   Idę, a radość niech mi skraca drogi! (Sęp odchodzi)
POPIEL.   Ziemowit — kmiecie ze mną! Drżyjcie wrogi!
Kto nam dotrzyma? Stryje? proch i glina!
Ale ty matko zdejm przekleństwo z syna;
Zdejm! Ono serce kruszy mi i łamie.
Jak wąż w płomieniach kurczy mi się ramię;
Niem duchy miecz mi wytrącają w boju —
Matko, ja nie mam i chwili spokoju;
Gdybyś je zdjęła, gromybyś mi dała.
BOŻENNA.   Obudź wytrutych!
POPIEL.   Łono twe, jak skała.
Ja zginę —
BOŻENNA.   Zbrodnie twe pod sądem bogów.
POPIEL.   Głos twój zna drogi do niebieskich progów;
Odwołaj! bogi — (Wchodzi Świergoń.)
POPIEL   (do Świergonia.) Czegoś taki blady?
Co tam? Masz nowe odstępstwa i zdrady?
ŚWIERGOŃ.   Kraska i Jarosz rzucili twe szyki.
POPIEL.   Przepadnij z wieścią ty i buntowniki!
O, szybko we mnie grom po gromie wali...
Matko, więc nic już syna nie ocali?
Zginąć?
(Po chwili).
Ha! głupcy, złą wybrali porę.
Ja z kmieci lepszą będę miał podporę —
Ziemowit moim już! Prawda, Kalino?
My świat wywrócim! Czegoż ci łzy płyną?
(Sęp wraca).
POPIEL   (postrzegając Sępa).
Tyś sam?! ha! teraz wszystko już stracone!