Krwią turecką bywałaś ty krwawa:
Jutro, szablo — ha, król mi tak każe,
Jutroć we krwi Zebrzydowskich zmażę“.
I potoczył oczyma po błoni,
Gdzie stał rokosz zebrany w gromadzie.
Myśl za myślą posępna w dal goni,
A na twarz się ponury mars kładzie.
Wtem do starca przystąpił syn zbrojny,
Pan Stanisław, młody, niespokojny.
Dziś raz pierwszy przyodział on zbroję,
Wytęsknioną na szkolnej ławicy.
Klnie noc długą, jutrzejsze śni boje,
Śni o sławie, miecz ściska w prawicy:
Piękna postać, a oko mu strzela
To piorunem, to blaskiem wesela.
Dwoje skrzydeł, sterczących u ramion,
Same, zda się, uniosą go w pole...
Czyjeż barki dziś godne tych znamion?
Kto ma piersi dziś takie sokole?
Polsko-matko! O, przemów do dzieci,
Niech to ptactwo powstanie i leci!...
Więc, gdy starzec obaczył młodziana
Rozpogodził oblicze surowe:
„Jeszcze gra[1] mu rycerska nie znana,
A tak wrósł mi w odzienie stalowe.
Na pociechę Koronie tej rośnie“ —
I uśmiechnął się starzec radośnie.
Lecz po chwili zesmutniał — i, syna
Mierząc ostro, do siebie tak prawi:
„Dziś on zawód rycerski poczyna,
I na braciach-że rękę zaprawi?
Biadaż jego młodości i ręce,
Jeślić tak go rycerstwu poświęcę!
- ↑ gra rycerska — wojna.