Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

361
ONGI.

wyrazy na ustach przybywał, wszędzie go okrutnym zbywano chłodem.
Co dziwniejsza, nikt u niego pieniędzy pożyczać nie chciał, nikt pomocy jego w ciężkim razie nie wezwał, choć się z nią serdecznie napraszał, nikt w żaden interes wchodzić z nim nie życzył. To mu życie zatruło. Sechł biedny, nędzniał, modlitwą się publiczną pocieszał, krzepił, okazując jawnie w jak dobrych z Panem Bogiem jest stosunkach, — ale koniec końców chudł, mizerniał, i dostawszy jakiegoś defektu na wątrobie, mimo lekarzy, którzy mu różne cudowne zapisywali medykamenta, oddał ducha niewiadomo komu, a majątek dalekim krewnym. Zapewniano, że przybyli po dziedzictwo w kurpiach, czytać i pisać nie umiejący... ale to być musiały potwarze.


Czas leci. W r. 1790, a zatém nierychło po opisanych wyżéj wypadkach, Mielsztyńce, któreśmy widzieli tak troskliwie od wieków zachowane ze wszystkiemi pamiątkami dawnemi, znacznie się zmieniły. Eugeniusz Spytek z podróży swojéj za granicę dotąd był nie powrócił. Różne o nim chodziły wieści: mówiono, że był chory, że nabył nałogn szukania coraz nowych miejsc i wrażeń. Niekiedy przychodził suchy i krótki list od niego do rządcy Mielsztyniec, czasem od towarzysza podróży tylko; posyłano mu pieniądze przez bankierów, które wystarczały w ogóle i nie obciążały majątku długami. Niekiedy obiecywał swój powrot do domu, potém znów pobyt się jego przeciągał. Z daty listów dowiadywano się tylko, że bawił