Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

362
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

we Włoszech, w Rzymie, w Hiszpanii, w Sycylii, na Malcie, na Wschodzie. Nikt dobrze nie wiedział, jakie właściwie powody trzymały go za granicą... a choć Mielsztyńce, rzucone tak na obce ręce, trafiały szczęściem na dosyć uczciwych ludzi, którzy nie zapominając o sobie, pamiętali i o nich trochę, i o panu oddalonym, powoli jednak piękne zamczysko pustoszało. Ludzie, co go strzegli, wymierali z kolei: następowali młodsi, mniéj do tych murów przywiązani, obojętniejsi na ich losy. Czasy wreszcie same z trudnością dozwalały zachować zamek w takim, w jakim wprzódy był stanie. Wojna ze swą wrzawą i zniszczeniem nielitościwém prześliznęła się też tędy.
Ktoby teraz zamek zobaczył, z trudnościąby poznał choć milczącą, ale świetną rezydencyę z dawnych wieków. Przyszła ta ruina nie nagle, nie gwałtownie, ale niedostrzeżenie, a dla tych, co patrzali codzień na ten upadek powolny, był on prawie niewidoczny. Skoro się duch i ręka człowieka usunie od jego dzieła, które jest zdobyczą nad siłą bezduszną materyi, innym posłusznéj prawom, natychmiast rozpoczyna się jéj praca około wywrócenia tego, co człowiek zbudował. Powietrze, ziemia, rośliny, żyjątka, wszystko w przymierzu z tą siłą milczącą zmaga się na pożarcie niestrzeżonego gmachu. Wiatr usłużny przynosi nasiona, muchy je na skrzydłach dźwigają, deszcz wlewa zarody stworzeń uśpione przez wieki, a mające się rozbudzić jednym słońca promieniem, nawet ożywcze ciepło, które budzi z martwych, tu rozkłada, rozprasza, wysusza, spopiela. A ptacy niebiescy weselą się, gnieżdżąc się po gzemsach rozpadłych...
Teraz podwórzec już sam zapowiadał pustkę wewnętrzną. Rosły na nim bujniejsze z każdym rokiem