Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

21
SFINKS.

wagą nieporuszoną. Próbuje ich na wszystkich, czy mają tę samę siłą co dawniéj. Na mężu już nie skutkują, ale na nowicyuszach! Chcesz zwyciężyć? spytał Jana.
— Zwyciężyć, to jest zapomnieć, rzekł Jan; innego nie wart ten bój zwycięztwa.
— Nie, potrzeba ją poprawić. Dam ci talizman na to.
Wskazał Jagusię, a ta zaczerwieniona i zawstydzona odwróciła się, grożąc ojcu.
Doktor się rubasznie rozśmiał. Podano herbatę w małych chińskich filiżaneczkach, na wielkiéj tacy z wytwornéj laki. Wszystko tu miało jakąś fantastyczną minę, dziwaczne było, piękne i zupełnie niespodziewane.
Fantazus chodził po saloniku w wybornym humorze.
— Czuję — rzekł — będzie burza. Cieszę się z tego mocno: trochę przynajmniéj hałasu narobi i powietrze odżywi; nudna długa pogoda.
— A! burza! burza! zawołała Jagusia, biegnąc do okna. Ja się jéj tak boję! całą noc pewnie spać nie będę!
— O! nie dziś jeszcze będzie burza, — za trzy dni o południu.
— Zkądże wiesz o tém?
— Gwiazdy spadające, to jest to, co wy tém nazywacie imieniem, padają już kilka wieczorów w stronę, gdzie burza się zbiera. Są to posłańcy, którzy po nią idą, i powrócą z piorunami.
Gdy doktor rozprawiał z Mamoniczem, Jan znowu zbliżył się do Jagusi. W jéj cichéj rozmowie lżéj mu i spokojniéj było: odzyskiwał lat dawnych swobodę i wesele, zapominał świeżego cierpienia. Serce mu bi-